Funkcjonariusze policji z Kalisza (woj. wielkopolskie) zatrzymali trzy pielęgniarki w związku z wystawianiem fałszywych certyfikatów, świadczących o szczepieniu COVID-19. Sąd zadecydował już o losie kobiet.
- Z informacji służb wynika, że w proceder zaangażowane były trzy pielęgniarki, a po "lewe" certyfikaty, świadczące o zaszczepieniu przeciwko koronawirusowi, przyjeżdżano z całej Polski - informuje portal Wirtualna Polska.
Teraz sąd zadecydował o ich dalszym losie. Jak poinformowała prokurator Katarzyna Socha, szefowa Prokuratury Rejonowej w Kaliszu pielęgniarki trafiły do aresztu na 3 miesiące.
Prokurator przedstawił pielęgniarkom zarzuty dopuszczenia się przestępstw poświadczenia nieprawdy, sfałszowania dokumentacji i oszustwa na szkodę Skarbu Państwa. Dwie kobiety nie przyznały się do winy; jedna przyznała się do części zarzutów i złożyła wyjaśnienia.
Klient wpłacał od 500 do 700 zł, a pielęgniarki wprowadzały dane do systemu i drukowały certyfikat, potwierdzający rzekome zaszczepienie na koronawirusa. Według wstępnych ustaleń ponad 100 osób skorzystało z możliwości uzyskania sfałszowanej dokumentacji.
Miało to trwać od maja do listopada tego roku w jednym z punktów w Kaliszu, który miał podpisane porozumienie z NFZ na wykonywanie szczepień.
Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i zastosował areszt na 3 miesiące.
- Jest obawa matactwa – trzeba bowiem wskazać, że wszystkie współpodejrzane znają się ze sobą. Powstał nawet podział ról, to grozi obawą matactwa, porozumiewania się - powiedziała prokurator Katarzyna Socha, szefowa kaliskiej prokuratury.
Pielęgniarki są w wieku od 38 do 58 lat.
Sąd - jak wyjaśniła - wziął pod uwagę ładunek społecznej szkodliwości czynu, który "ocenił na obecnym etapie już jako wysoki".
- Podkreślony został również ładunek negatywny, społeczny tego przestępstwa. Wiele szczepionek zostało zmarnowanych, a także osoby, które korzystały z przywilejów wynikających z posiadania certyfikatu, narażały inne osoby na możliwość zakażenia - oświadczyła prokurator.
Jedna z podejrzanych powiedziała, że nie brała udziału w tym procederze, bo nie miała nawet takiej możliwości.
- Pracuję na SOR, a nie w punkcie szczepień. Nie wiem, dlaczego znalazłam się w gronie podejrzanych - stwierdziła Bożena A.
Potwierdziła, że zna współpodejrzane, które pracują w punktach szczepień, ale o zarzucanym procederze nic nie wiedziała.
Pielęgniarkom grozi do 8 lat więzienia.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz